Duszpasterstwo Trzeźwości Diecezji Kieleckiej
Duszpasterstwo Trzeźwości Diecezji Kieleckiej

Byliśmy odrzuceni przez sąsiadów‚ wyśmiewano się ...

Witam! Piszę do Was‚ aby podzielić się moją historią.
Zanim zrozumiałam‚ że jestem chcianym i kochanym dzieckiem Boga‚ minęło wiele lat.
Przeżyłam wiele traumatycznych chwil.
Moje dzieciństwo wyglądało podobnie do Waszego. Odkąd pamiętam w domu był alkohol‚ awantury‚ stres‚ napięcie‚ jednym słowem - „emocjonalna huśtawka”.

Mój tata pił‚ a mama próbowała powiązać koniec z końcem. W tym wszystkim‚ ja i rodzeństwo‚ nie byłyśmy beztroskimi dziećmi tylko powiernicami i przyjaciółkami Mamy‚ która dzieliła (obarczała) nas problemami dnia codziennego. My - dzieci - byliśmy na dalszym planie. Pozornie kochane‚ zadbane‚ najedzone‚ jednak czegoś brakowało. Czego? - poczucia bezpieczeństwa.
Dorastałam w przekonaniu‚ że wszyscy wokół są źli‚ że tylko my w domu możemy sobie ufać. Byliśmy odrzuceni przez sąsiadów‚ wyśmiewano się z nas (może to osąd nad wyraz – ale nadal mam problem z faktyczną oceną sytuacji‚ jeśli już przeginam w którąś stronę‚ to na pewno w tę negatywną‚ destrukcyjną).
Poniżanie w domu było normalne. Miałam poczucie‚ że jestem zerem i że do niczego w życiu nie dojdę.
W szkole też nie miałam przyjaciół‚ ponieważ rodzice odebrali mi wiarę w siebie‚ którą rówieśnicy pogłębiali. Kiedy komuś zaufałam‚ okazywało się‚ że ta osoba wykorzystuje to wszystko‚ co jej powiedziałam przeciwko mnie. Czasami to mam wrażenie‚ że mnie się nic nie należy‚ że nie mam prawa do szczęścia‚ bo urodziłam się w takiej rodzinie (a czasami to ludzie mnie do tego przekonują).
Ciągle próbowałam udowodnić sobie i innym‚ że jestem coś warta. Starałam się zasłużyć na miłość. Pamiętam moje ucieczki z domu (towarzyszące temu myśli - że gdyby ktoś zapewnił mi bezbolesną śmierć‚ to bez wahania się zgadzam). Częste załamywanie się‚ rozpacz‚ poczucie inności‚ nieatrakcyjności.
Teraz‚ gdy jestem dorosła i patrzę wstecz‚ to rozumiem‚ dlaczego mam kłopoty w kontaktach z innymi Po prostu albo za bardzo się staram i potem to wykorzystują‚ albo odrzucam jakieś przyjazne gesty… Bardzo się staram być akceptowana‚ choć w głowie mi siedzi ciągle‚ że nie jestem warta uwagi‚ że jestem nikim.
Czy to szkoła‚ czy praca‚ schemat się powtarzał (wszechobecny strach przed odrzuceniem‚ patrzenie na siebie oczami innych). Na twarzy maska. Gdzie jestem prawdziwa – ja…?
Przeświadczenie‚ że jak mnie ktoś pozna‚ to odejdzie. Tak bardzo moje dzieciństwo wpłynęło na moją podświadomość. W środku ciągle spięta. Czekająca na atak‚ musiałam wciąż się sprawdzać‚ mieć wszystko pod kontrolą‚ unikam sytuacji konfliktowych i tych związanych z napięciem – powszechne. Wybuchowość‚ nie radzenie sobie z nerwami‚ poczucie niesprawiedliwości‚ jeśli ktoś powie mi coś przykrego‚ myślę zaraz‚ że to koniec świata‚ że jestem do niczego‚ muszę być perfekcyjna. Zdarza mi się kłamać „w dobrej wierze”‚ towarzyszy mi ciągły stres w domu czy pracy.
Czasami czułam‚ że nie dam rady‚ że się wypalam. Lęk przed nieuniknionym. Dopiero uświadomienie sobie‚ że jestem DDA (dorosłe dziecko alkoholika) pozwoliło mi zrozumieć moje wady‚ moje ułomności. Rzeczywiście‚ nie muszę być najlepsza‚ nie muszą mnie wszyscy lubić‚ nie muszę mieć kontroli nad życiem. Największym bowiem problemem DDA jest niskie poczucie własnej wartości. W głębi duszy czujemy się malutcy‚ zawsze szukamy czyjejś akceptacji‚ chcemy być doceniani i kochani.
I tak jak chcemy zmienić się fizycznie (uprawiamy sport‚ zmieniamy nawyki żywieniowe) zaczynamy dbać o swoje ciało‚ tak i musimy zadbać o swoją duszę.
Doświadczenie miłości Boga budzi we mnie radość‚ wiarę w siebie‚ odzyskałam godność dziecka Bożego i zrozumiałam‚ że zawsze coś jest po coś. Teraz intensywniej niż kiedykolwiek szukam pomocy - chodzę na terapie - można z tym walczyć. Rozmawiam z księżmi‚ przypatruje się sobie‚ staram się zrozumieć.
Wiem‚ że czeka mnie dużo prób‚ pokus i że w moim sercu i duszy wiecznie toczyć się będzie walka‚ ale mam wolną wolę i wybieram dobro. Teraz‚ kiedy jest ze mną Jezus‚ już się nie boję.
Wierzę‚ że jestem Jego ukochaną córką.
Mój Tata od paru lat nie pije‚ a Mama nie żyje (kocham ją całym sercem).
Przepraszam za chaos‚ emocje‚ ale na temat doświadczeń mogłabym mówić godzinami.
Rozumiem Was i jestem z Wami. Jest nas dużo – skrzywdzonych‚ poranionych z niewidzialną chorobą duszy – pomagajmy sobie!

Córka